Bahamy nie są dla każdego – taki napis widzieliśmy w kilku
miejscach. Takie niby lokalne powiedzenie, które nie za bardzo jest w użyciu,
ale za to pojawia się na koszulkach i pamiątkach. Trochę dziwne, jak na hasło reklamowe, ale niestety prawdziwe. Bahamy nie są dla
każdego – na podróż po wyspach trzeba wydać niemałe pieniądze.
Myśmy mieli
szczęście pływać jachtem, co wychodzi
najtaniej, ale i tak wielu wydatków nie udało nam się uniknąć. Poniżej zamieszczam
listę cen bahamskich dóbr i usług. Na Bahamach obowiązuje dolar bahamski, który
ma kurs związany z dolarem amerykańskim. Płacić można obiema walutami.
Przelot z Miami do
Nassau liniami Bahamian Air kosztuje 69
$ i tu uwaga – nie wejdziemy na pokład samolotu nie posiadając biletu
powrotnego, który jest znacznie droższy - ok. 145 $ tym samym przewoźnikiem. My
znaliśmy ten przepis, ale liczyliśmy, że go nie egzekwują. W rezultacie
kupowaliśmy na szybko bilet tuż przed odlotem i zapłaciliśmy ponad 100$
gapowego. W Nassau trzeba zapłacić 27$
za taksówkę z lotniska do centrum.
Najtańszy nocleg w
Nassau oferuje Grand Central, hotel z gatunku „widoczne ślady minionej
chwały”. Położony tuż obok portu byłby świetnym miejscem na dłuższy pobyt,
gdyby nie cena – nocleg dla dwóch osób razem z podatkami to koszt ok. 95$. Tańszą opcją są tylko noclegi na Airbnb,
których trzeba szukać ze sporym wyprzedzeniem. W budynku hotelu, obok wyjścia jest
przyjemny barek z jedzeniem na
wynos. Kawa kosztuje tu 1$, a śniadanie można zjeść za ok. 5$. Jedną z ciekawostek jest tu Johny cake - tłuste słodkawe ciasto, podawane do jajecznicy, a także jako kanapka z szynką lub pastą z tuńczyka. Mnie bardzo smakowało.
Z Nassau kursują statki pocztowe na wszystkie ważniejsze
wyspy. We wtorki ok. 16-tej odpływa prom do
George Town na Exumas. Rejs trwa ok. 15 godzin i kosztuje
55$. W cenie jest spanie w umiarkowanie
przykurzonej, sześcioosobowej kajucie bez pościeli oraz jeden posiłek. My
mieliśmy całą kajutę dla siebie, a kolacja była naprawdę pyszna. W informacji
turystycznej panie były jednak szczerze zdziwione, kiedy pytaliśmy o
mail boat.
W samym porcie też panowała lekka dezorientacja. Mimo to wydaje mi się, że statki pocztowe to jedna z ciekawszych opcji poruszania się po Bahamach. Przy odrobinie (albo może nieco większej dawce) szczęścia można też załapać się na jachtostop. Chyba jednym z lepszych miejsc do poszukiwań załogi chętnej do przygarnięcia nowego członka jest George Town. Działa tam dobrze zorganizowana społeczność żeglarska, a informacje szybko się rozchodzą.
Z Nassau, z tego samego portu co
mail boats, oddalonego o
pół godziny drogi na piechotę lub 5 minut autobusem (
1,25$ za
bilet) od
centrum, pływają też
fast ferries.
Promy do George Town płyną o dwie godziny krócej niż mail boat, ale chyba nie
ma na nich miejsca do spania ani jedzenia. Kosztują kilkanaście dolarów więcej.
Na większość ważniejszych wysp z Nassau można polecieć
samolotem – bilety kosztują od 50$.
Trzydniowy rejs statkiem wycieczkowym z Miami lub Orlando kosztuje ok. 500 $ razem z podatkami, ale można znaleźć tańsze promocje.
Opłata za jacht
wpływający na Bahamy na okres do trzech miesięcy wynosi 300 $ niezależnie od liczby załogi. Stanie na bojce to koszt od 25$. W marinach ceny są bardzo różne,
ale zdarzają się doskonałe promocje – znajomi trafili do Lukaya, gdzie za 100$
plus opłaty za wodę i prąd mogli stać przez miesiąc. W bardzo wielu miejscach
można rzucić kotwicę, co nic nie kosztuje. Ograniczenia w rzucaniu kotwicy wynikają z głębokości,
ukształtowania terenu oraz siły i kierunku wiatru. Wiele wysp to własność
prywatna i nie wolno na nie schodzić, przynajmniej teoretycznie.
Ceny w restauracjach są dość wysokie. W porcie rybackim w
Nassau, który jest miejscem mało turystycznym, za fishburgera z frytkami zapłaciliśmy 12$, a za piwo 5$. Duża sałatka z konch, sztandarowa potrawa na Bahamach (danie nieco
kontrowersyjne, ponieważ konchy na Bahamach są przełowione i ich liczba spada)
kosztuje 10-12$. Solidne danie obiadowe to wydatek rzędu 20-25$. W tych warunkach łatwiej jest podjąć decyzję o wizycie w sieciówce, choć nie jest to powodem do dumy. Jednak cena 4-5$ za zestaw fast food jest kusząca.
Ceny w supermarkecie porównywalne są do amerykańskich, a na
niektóre produkty znacznie wyższe. Puszka tuńczyka kosztuje ok. 1,5$, spora
cukinia 2-3$, mleko 3,60-4$, duży chleb tostowy 4-5$.
Łowienie ryb nic nie kosztuje. Chociaż mnie nasza największa ryba kosztowała trochę płaczu.
Na zdjęciu ryba, której połowę zjadła nam inna ryba. Bywa i tak.