wtorek, 7 kwietnia 2015

Cmentarzysko pociągów

Pierwszy pociąg wyruszał z Asunción przed świtem, o 4.30. W Villarice zatrzymywał się sześć godzin później, do Encarnación docierał tuż przed zmierzchem, o 17.30. Zwykle tam kończyła się podróż, ale co czwartek wagony ładowano na prom i przewożono przez Paranę na drugi brzeg. W Posadas podłączano argentyński parowóz. Ciągnął cały skład aż do Buenos Aires. Pasażerowie wysiadali tam w sobotnie przedpołudnie.

To wszystko historia. Szyny rozebrano, dawny szlak pociągów znaczą żółto-brązowe budynki stacji zagubione pośród paragwajskich stepów. Przy jednej z nich, w Sapucai, w halach zakładów z końca XIX wieku, urządzono kolejowe mauzoleum. Są tu lokomotywy z Sheffield i Glasgow, tokarki z Halifaxu, maszyny z Manchesteru, Liverpoolu, Londynu i Leeds. Pordzewiały dowód na to, że globalizacja to nie wymysł naszych czasów i tonący w zieleni pomnik minionej nowoczesności.

Ostatni parowóz zatrzymał się w Paragwaju w 1999 roku.

Gdy wyjeżdżaliśmy przez Sapucai przez najstarszy w kraju wiadukt, minął nas drewniany wóz zaprzężony w dwa ogromne, białe woły.
tekst: Bartek

 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Inny świat w Asunción - Loma San Geronimo

Znów trafiliśmy do Asunción w weekend, gdy centrum miasta jest kompletnie wymarłe. - Musicie iść do San Geronimo, przekonywała nas Pamela z Senatur, czyli tutejszego ministerstwa turystyki. Loma San Geronimo? To kompletnie inny świat - potwierdził recepcjonista w hostelu. I faktycznie - w pewnym momencie przerażająco puste, szerokie ulice zamieniły się w przyjemne, kolorowe uliczki. Może nie pełne ludzi, ale nie bezludne. Niska zabudowa, wąskie przejścia, kawiarnia-księgarnia, bar, ryby z grilla. Zajrzeliśmy do "La Casa del Mojito", wypiliśmy po zaskakująco mocnej caipirinii, wspięliśmy się na mirador, czyli punkt widokowy (wejście 2000 guarani) zjedliśmy pyszną potrawkę z ryby surubi, na którą wreszcie było nas stać. Okazało się, że Loma San Geronimo ożyła jakieś dwa lata temu, podobno dzięki Senatur. Dzielnica, która mogłaby (i chyba była, ale pewności nie mam) kolejną fawelą, znalazła pomysł na siebie. - Pomalowaliśmy ulice, w każdym domu powstały jakieś usługi, zaczęli pojawiać się turyści - tłumaczy nam barmanka z La Casa del Mojito". Nie ma jeszcze żadnego hostelu, a w barze do łazienki trzeba iść do prywatnego domu, ale kierunek wydaje się słuszny. Prócz tego Loma San Geronimo jest świetnie oznaczona - przy każdym wejściu widać malowane plakaty zachęcające do wizyty. W Casa del Mojito znaleźliśmy też ślady polskie - decoupage z serwetek z łowickimi kogutami.
 

piątek, 3 kwietnia 2015

Tañarandý - przygotowania do Wielkanocy w Paragwaju

De Los Santos Bordón ma trzy hektary manioku, kukurydzy i batatów, kilka kur, jedną krowę i podwórze pełne gwiazd. Gromadził je od poniedziałku, od rana do wieczora, z przerwą w południe, jak to zwykle w Paragwaju. Gwiazdy pana Bordona są ze skórek gorzkich pomarańczy apepú i krowiego tłuszczu. Tak robiło się je w Tañarandý przed laty, by wyznaczyć w ciemności trasę procesji La Virgen Dolorosa, Matki Boskiej Bolesnej. Dwadzieścia trzy lata temu malarz Koki Ruiz postanowił wskrzesić tradycję i stworzyć na jej podstawie wielki religijno-artystyczny spektakl. Wielkopiątkowe obchody przyciągają ludzi z całego Paragwaju. I tylko niewielu wie, że piętnaście tysięcy świec, które rozświetlają im drogę, wyszło spod ręki De Los Santosa Bordona. "Koki ma do mnie zaufanie, bo zawsze zdążam ze wszystkim na czas" - mówi z dumą.