czwartek, 12 maja 2016

Bahamy. Ceny i kilka informacji praktycznych

Bahamy nie są dla każdego – taki napis widzieliśmy w kilku miejscach. Takie niby lokalne powiedzenie, które nie za bardzo jest w użyciu, ale za to pojawia się na koszulkach i pamiątkach. Trochę dziwne, jak na hasło reklamowe, ale niestety prawdziwe. Bahamy nie są dla każdego – na podróż po wyspach trzeba wydać niemałe pieniądze.  Myśmy mieli szczęście pływać jachtem, co wychodzi najtaniej, ale i tak wielu wydatków nie udało nam się uniknąć. Poniżej zamieszczam listę cen bahamskich dóbr i usług. Na Bahamach obowiązuje dolar bahamski, który ma kurs związany z dolarem amerykańskim. Płacić można obiema walutami.


Przelot z Miami do Nassau liniami Bahamian Air kosztuje 69 $ i tu uwaga – nie wejdziemy na pokład samolotu nie posiadając biletu powrotnego, który jest znacznie droższy - ok. 145 $ tym samym przewoźnikiem. My znaliśmy ten przepis, ale liczyliśmy, że go nie egzekwują. W rezultacie kupowaliśmy na szybko bilet tuż przed odlotem i zapłaciliśmy ponad 100$ gapowego. W Nassau trzeba zapłacić 27$ za taksówkę z lotniska do centrum.

Najtańszy nocleg w Nassau oferuje Grand Central, hotel z gatunku „widoczne ślady minionej chwały”. Położony tuż obok portu byłby świetnym miejscem na dłuższy pobyt, gdyby nie cena – nocleg dla dwóch osób razem z podatkami to koszt ok. 95$. Tańszą opcją są tylko noclegi na Airbnb, których trzeba szukać ze sporym wyprzedzeniem. W budynku hotelu, obok wyjścia jest przyjemny barek z jedzeniem na wynos. Kawa kosztuje tu 1$, a śniadanie można zjeść za ok. 5$. Jedną z ciekawostek jest tu Johny cake - tłuste słodkawe ciasto, podawane do jajecznicy, a także jako kanapka z szynką lub pastą z tuńczyka. Mnie bardzo smakowało.

Z Nassau kursują statki pocztowe na wszystkie ważniejsze wyspy. We wtorki ok. 16-tej odpływa prom do George Town na Exumas. Rejs trwa ok. 15 godzin i kosztuje 55$. W cenie jest spanie w umiarkowanie przykurzonej, sześcioosobowej kajucie bez pościeli oraz jeden posiłek. My mieliśmy całą kajutę dla siebie, a kolacja była naprawdę pyszna. W informacji turystycznej panie były jednak szczerze zdziwione, kiedy pytaliśmy o mail boat. W samym porcie też panowała lekka dezorientacja. Mimo to wydaje mi się, że statki pocztowe to jedna z ciekawszych opcji poruszania się po Bahamach. Przy odrobinie (albo może nieco większej dawce) szczęścia można też załapać się na jachtostop. Chyba jednym z lepszych miejsc do poszukiwań załogi chętnej do przygarnięcia nowego członka jest George Town. Działa tam dobrze zorganizowana społeczność żeglarska, a informacje szybko się rozchodzą.

Z Nassau, z tego samego portu co mail boats, oddalonego o pół godziny drogi na piechotę lub 5 minut autobusem (1,25$ za bilet) od centrum, pływają też fast ferries. Promy do George Town płyną o dwie godziny krócej niż mail boat, ale chyba nie ma na nich miejsca do spania ani jedzenia. Kosztują kilkanaście dolarów więcej.

Na większość ważniejszych wysp z Nassau można polecieć samolotem – bilety kosztują od 50$.

Trzydniowy rejs statkiem wycieczkowym z Miami lub Orlando kosztuje ok. 500 $ razem z podatkami, ale można znaleźć tańsze promocje.

Opłata za jacht wpływający na Bahamy na okres do trzech miesięcy wynosi 300 $ niezależnie od liczby załogi. Stanie na bojce to koszt od 25$. W marinach ceny są bardzo różne, ale zdarzają się doskonałe promocje – znajomi trafili do Lukaya, gdzie za 100$ plus opłaty za wodę i prąd mogli stać przez miesiąc. W bardzo wielu miejscach można rzucić kotwicę, co nic nie kosztuje. Ograniczenia w rzucaniu kotwicy wynikają z głębokości, ukształtowania terenu oraz siły i kierunku wiatru. Wiele wysp to własność prywatna i nie wolno na nie schodzić, przynajmniej teoretycznie.

Ceny w restauracjach są dość wysokie. W porcie rybackim w Nassau, który jest miejscem mało turystycznym, za fishburgera z frytkami zapłaciliśmy 12$, a za piwo 5$. Duża sałatka z konch, sztandarowa potrawa na Bahamach (danie nieco kontrowersyjne, ponieważ konchy na Bahamach są przełowione i ich liczba spada) kosztuje 10-12$. Solidne danie obiadowe to wydatek rzędu 20-25$. W tych warunkach łatwiej jest podjąć decyzję o wizycie w sieciówce, choć nie jest to powodem do dumy. Jednak cena 4-5$ za zestaw fast food jest kusząca.

Ceny w supermarkecie porównywalne są do amerykańskich, a na niektóre produkty znacznie wyższe. Puszka tuńczyka kosztuje ok. 1,5$, spora cukinia 2-3$, mleko 3,60-4$, duży chleb tostowy 4-5$.

Łowienie ryb nic nie kosztuje. Chociaż mnie nasza największa ryba kosztowała trochę płaczu.


Na zdjęciu ryba, której połowę zjadła nam inna ryba. Bywa i tak.

1 komentarz: