środa, 13 lipca 2016

Witajcie w raju, czyli blaski i cienie rajskich wysp. Nassau, Bahamy

Na niewielkiej wyspie, New Providence, leży Nassau, stolica Bahamów. To największe miasto na wyspach zamieszkałe przez ok. 200 tysięcy osób. W porcie w samym centrum codziennie cumuje pięć, sześć, czasem siedem ogromnych promów wycieczkowych. Każdy przywozi od 3 do 5 tysięcy ludzi. To oznacza, że codziennie ponad 20 tysięcy turystów wysiada na ląd w Nassau. Część jest sukcesywnie pakowana do niezliczonych busików i rozwożona po atrakcjach wyspy. Inni wylewają się na niewielki skrawek plaży, ręcznik przy ręczniku, leżak przy leżaku, depczą sobie po głowach wchodząc do zatłoczonej wody. 

Dzieci, młodzież i bardziej aktywni dorośli oddają się w ręce lokalnego kaowca. Kiedy odwiedziliśmy ten turystyczny raj, trafiliśmy na zawody w limbo i tańcu na plaży, styl dowolny. Do wygrania było raptem 20 $. Może nie porwało to tłumów, ale parę osób naprawdę się starało, dwie dziewczyny tańczyły fantastycznie. Największe wrażenie zrobiła na mnie miejscowa handlarka pamiątek – otyła starsza pani, chodziła utykając. Kiedy usłyszała muzykę odłożyła kosz z wisiorkami, oparła się rękami o murek i zaczęła kręcić biodrami – my, białe kobiety możemy tylko pomarzyć o takich ruchach. Za drugim razem nagroda wzrosła do 50$ w gotówce i 50$ w napojach i jedzeniu w barze. Plaża pełna była młodych Amerykanów, którzy upijali się w promocji all you can drink. Napoje serwowane były w kokosie.

Całość miała lekko groteskowy posmak, ale był w tym też pewien luz. Zastanawiałam się, czy na podobnych wyjazdach w Polsce ludzie potrafią bawić się równie dobrze i bez kompleksów. Chociaż nawet nie wiem, czy w Polsce są podobne imprezy.


Wcześniej statki wycieczkowe oglądaliśmy z parkingu strzeżonego. Jeden z chłopaków, którzy go pilnowali, zagadał do nas. Dopytaliśmy go o promy, a potem był klasyczny small talk - że Bahamy, że piękne, że nie ma drugiego takiego miejsca na świecie, że tu słońce i ciepło, a tam śnieg i zimno etc. „No mamy swoje drobne problemy, przestępstwa, zbrodnie, ale kto ich nie ma” – nasz rozmówca znienacka postanowił odbrązowić swoją ojczyznę. My skwapliwie kiwamy głowami, że tak, że kto nie ma, że wiadomo. Potem spytał, czy nie chcemy kupić jakichś narkotyków.

Tego samego dnia, który cały spędziliśmy w Nassau, w mieście zginął mężczyzna. Wjechał w ścianę, a kiedy policja przyjechała na miejsce, okazało się, że miał w głowie kulę. Nie wiadomo skąd się tam wzięła, nikt nie słyszał strzałów.

Tytuł posta zaczerpnięty jest oczywiście ze świetnej książki Jennie Dielemans, "Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym". Bardzo polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz