poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Bahamskie świnie plażowe

 Czyli historia o tym, że niebezpieczeństwo przychodzi czasem z najmniej oczekiwanej strony, a świnie naprawdę potrafią zachować się jak świnie.

Kiedy kupiliśmy bilet na Bahamy, zaczęliśmy szukać tamtejszych atrakcji. Jedną z najpopularniejszych okazała się Pig Beach, Plaża Świń na północnych Exumas. Wszyscy się ze mnie śmieli, a ja zachorowałam - uparłam się, że koniecznie musimy tam popłynąć. Pogoda nam sprzyjała i po kilku dniach od wyruszenia z George Town rzuciliśmy kotwicę niedaleko wyspy, na której żyją pływające świnie. Pierwszą rzeczą, jaka nas zaskoczyła była liczba jachtów. Faktycznie świnie przyciągają, może nie tłumy, bo te na Bahamach występują tylko na promach wycieczkowych, ale bardzo dużo ludzi. Drugim zaskoczeniem były dwa pokaźne rekiny czające się pod naszą łódką. Chociaż nurse sharks nie uchodzą za szczególnie niebezpieczne, ogromne cielska kręcące się za pożywieniem robią wrażenie. Podobno przyciąga je dźwięk włączonego silnika, który kojarzy im się z rybakami wyrzucającymi resztki. Kiedy okazało się, że żarłoczne ryby nie mają zamiaru nas opuścić, a my przestaliśmy rzucać się z burty na burtę, żeby wskazywać je palcem i krzyczeć, że "łał i ciągle tu są", wsiedliśmy na dinghy, żeby zobaczyć słynniejszą zwierzynę tych okolic. Dopłynęliśmy do plaży i tam faktycznie były one - pływające świnie.



Chyba nikt do końca nie jest pewien, skąd świnie wzięły się na bezludnej wyspie. Po okolicach i internetach krążą legendy o żeglarzach, którzy porzucili je tu z zamiarem powrotu (i upieczenia na rożnie?). A może było to celowe działanie władz, aby stworzyć nową atrakcję? Nie wiadomo. Faktem jest, że są i są ogromne. Przyzwyczajone do karmienia przez turystów bezczelnie domagają się swojej przydziałowej porcji. Są przy tym coraz bardziej natrętne - zwabione szelestem torebek przychodzą i rozdziawiają ogromne paszcze, wyglądają przy tym naprawdę przerażająco. Niektóre próbują się nawet pakować do chybotliwych łódek. Jedyne, czego pływające świnie robić nie chcą to pływać. Poniżej moja Mama przekonuje ogromną świnię, że banany, które im przywieźliśmy już się skończyły.


Choć budzą respekt rozmiarami, nie przyszło mi do głowy, że mogą być niebezpieczne czy agresywne. Przecież przyzwyczajone są do turystów, dzieci je głaszczą, ludzie wchodzą z nimi do wody. Nakręcono o nich dziesiątki filmików, na wszystkich wyglądały super przyjaźnie. Późnym popołudniem przypłynęliśmy na wyspę po raz drugi. Kilka osób stało po kolana w wodzie i popijało piwo. Zwierzęta leżały na plaży, wyglądały na zmęczone i przejedzone, nie zwracały na nas uwagi. Ożywiły się dopiero słysząc szelest torebki z kolejnej łódki. Dziewczyna wyjęła im marchewki, a one rzuciły się, jakby wcale nie miały dość jedzenia. W tym samym momencie z krzaków wyszedł mały prosiaczek. Zbliżyłam się do niego, żeby zrobić mu zdjęcie (wiadomo, małe zwierzątko...). B. rzucił mu kawałek banana. Po sekundzie pojawiła się większa świnia i zabrała małemu owoc. Zbliżyła się do mnie, a ja nie uznałam, że cokolwiek mi grozi. Dalej kucałam i przymierzałam się do zdjęcia, oddalona o kilka metrów od prosiaczka. Nieco się zdziwiłam, kiedy świnia zatopiła zęby w moim przedramieniu i wyrwałam mi ponad centymetr skóry. Nawet nie przyszło mi do głowy, że to może być maciora, która rzuci się na mnie w obronie potomstwa. Z krwawiącą ręką musiałam zawrócić na łódkę, a wkładając ją do wody przypomniałam sobie o rekinach. Podobno są niegroźne póki nie poczują krwi...



A oto sprawczyni całego zamieszania. Miałam szczęście, że to nie jedna z tych największych. Ręka goiła się trzy tygodnie. Zdjęcie prosiaczka nie było warte poświęcenia ręki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz