sobota, 16 maja 2015

Trinidad w porannej mgle

 Wedle przewodnika z 2010 roku, do ruin Trinidad przyjeżdża co miesiąc około tysiąca turystów. Średnio jeden autokar dziennie. I to z kilkoma pustymi siedzeniami. Nie ma w Paragwaju liczniej odwiedzanego miejsca. Wpis na Listę Dziedzictwa UNESCO robi swoje.
 
Nam nie było dane spotkać nawet i tej statystycznej trzydziestki. Do Trinidad przyjechaliśmy o świcie. Tego dnia departament Itapuá spowiła pierwsza jesienna mgła. Zamiast osiąść w dolinie, uczepiła się płaskiego szczytu wzgórza. Na przemian unosiła się, odsłaniając kamienne posadzki, ściany domów Indian, podstawy kolumn, a potem opadała, wystawiając łuki kościoła i korony palm na palące słońce. Błądziliśmy w niej wśród pozostałości misji, najokazalszej z trzydziestu, jakie jezuici założyli trzysta lat temu nad Paraną. Była tu szkoła dla chłopców i dziewczynek, był chór, warsztat snycerski i kamieniarski, przytułek dla starców, kościół, gdzie msze odprawiano po łacinie i w guaraní. Kościół był ogromny. W Trinidad mieszkało pięć tysięcy Indian. I dwóch jezuitów.
Teraz nie było nikogo/ tekst: Bartek.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz